Wywiad z Bolesławem Bujakiem: „Najważniejsze jest doświadczenie i skuteczność”

Redakcja: Naszym rozmówcą jest pan Bolesław Bujak, burmistrz Ropczyc i kandydat na to stanowisko w nadchodzących wyborach, numer 1 na liście SiG Porozumienie. Panie Burmistrzu, na sesji Rady Miejskiej mówił pan o 4 zarejestrowanych komitetach wyborczych. Czy w związku z tym są też kolejni kandydaci na urząd burmistrza?

Image Not Found

Bolesław Bujak: Sądzę, że tak. Komitet PiS wystawił Kazimierza Moskala, o tym już czytamy. Domyślam się, że również Konfederacja będzie mieć swojego kandydata oraz komitet wyborczy PO.

Głosy się rozłożą. Dla którego komitetu będzie to korzystne?

Oczywiście, że dla SiG. Zazwyczaj tak bywało, że walczyło kilku kandydatów, ale zawsze wygrywał kandydat Samorządu i Gospodarki.

Co sprawiło, że zdecydował się pan kandydować? Dość długo nie było wiadomo, czy taką decyzję pan podejmie.

Mówiąc szczerze, przemyślałem, jakie są moje osobiste możliwości psychofizyczne na najbliższy czas i doszedłem do wniosku, że, jak na pesel, zdrowie jest wciąż na dobrym poziomie. Z moją energią, dobrymi pomysłami i z tą kadrą, która jest ze mną już tyle lat, szkoda zostawać w domu, oddając się czytaniu książek, gazet i koszeniu trawy. Chciałbym nadal robić to, co jest moja pasją, co lubię i co mnie mocno angażuje, budując energię.

Od razu więc zapytam: dlaczego warto głosować na pana? Co pana odróżnia od innych kandydatów?

Przede wszystkim moje doświadczenie. W samorządzie jestem prawie od początku, bo już w 1992 roku byłem wójtem i z małą przerwa na posłowanie do dziś jestem samorządowcem. To jakby drugie studia, bo z wykształcenia jestem prawnikiem, z zarządzania lokalną społecznością, z realizowania idei samorządu. Zespół, który wokół siebie mam, jest dobrze przygotowany i potrafi skutecznie realizować różne zamierzenia. Warto na mnie głosować, bo mam pomysły i potrafię wokół nich gromadzić ludzi do realizacji. Ważne wydaje się również to, że mam kontakty osobiste z członkami obecnego rządu. Byli posłami wtedy, gdy i ja byłem posłem. Utrzymujemy bezpośrednie kontakty do dzisiaj. To nie tylko ludzie z PSL-u, ale także z Platformy. Na noworocznym spotkaniu SiG  na przykład gościliśmy Ministra Rozwoju, który w trudnym dla siebie czasie uznał, że warto przyjechać do kolegów. 

Co pan sądzi o debacie wyborczej? Czy w takich małych miasteczkach jak nasze miałaby sens? I czy zgodziłby się pan na udział w takiej debacie?

Na pewno miałaby sens, bo warto w bezpośrednim przekazie zderzyć argumenty, wizje rozwoju, projekty, które chcemy lokalnej społeczności zaproponować na najbliższe lata i dalej. To jest dla mnie ważne – nigdy nie przyjmowałem projektów tylko na jedną kadencję, pod sondaże, ale z perspektywą wieloletnią. Czasami coś trzeba zasiać dziś, żeby za 10 lat były z tego plony.

Gdyby więc miał pan możliwość zadania paru pytań swoim kontrkandydatom, to jakie  byłyby to pytania? Czego by dotyczyły?

Zapytałbym o ich dokonania. Dziś, jeżeli proponujemy jakieś osoby na ważne funkcje, czy to lokalne, czy na ogólnokrajowej płaszczyźnie, to mniej ważne jest wykształcenie, niż ich doświadczenie życiowe, to, jakie mają dokonania, co udało się im zrobić w sprawach publicznych. Odpowiedzi pokazałyby, czy są zdolni kierować społecznością miejską i gminną, a to trudne zadnie. Myślę, że doświadczenie jest najważniejsze.

Wielu mieszkańców naszej gminy nie wie, na kogo zagłosuje. Wobec pana pojawia się „zarzut”, że sprawuje pan rządy od wielu lat. Nie oceniają, tylko chcą zmiany. Co by im pan powiedział?

Od wielu lat jestem burmistrzem, znam każdy dom w naszej gminie, prawie każdą rodzinę, przynajmniej połowę znam z nazwiska, a drugą połowę z widzenia. Każdy zakątek objechałem rowerem, samochodem, znam wszystkie ulice, bloki i, można powiedzieć, każdą dziurę w drodze. To jest z pewnością kapitał. Kapitał społeczny. Część mieszkańców chce zmian. Tak w życiu bywa – jesteśmy ciekawscy, bez zastanawiania się nad konsekwencjami. Bo czy nowe twarze wniosą coś dobrego, czy będzie to tylko zmiana dla zmiany?

Kilka aktualnych spraw. W kwietniu spodziewana jest w Polsce pierwsza transza z KPO. Miasto Ropczyce otrzyma z tego tytułu jakieś fundusze?

Mam nadzieję, że otrzyma i miasto, i mieszkańcy. Będą to pieniądze m.in. na  projekt naszego samorządu, który wraz z samorządem gminy Dębica, Gminy Ostrów, Gminy Żyraków i miastem Dębica stara się o realizację inwestycji – budowy OZE-Fotowoltaika wraz z akumulatorami energii. Możemy liczyć na środki europejskie w granicach 85%. Zainteresowaliśmy tym projektem w naszej gminie ok. 350 rodzin. Pierwszy etap prac mamy już za sobą, myślę, że II etap rozpocznie się już w drugiej połowie roku. Mieszkańcy mają przeprowadzone audyty i są gotowi do aplikowania. Mam też wielką nadzieję, że będziemy mogli kontynuować budowę kanalizacji, że będą środki na budowę ulic i dróg, no i na kolejne etapy szkoły w Witkowicach.  Wierzę, że z tych europejskich środków późną jesienią tego roku rozpoczniemy budowę nowoczesnej biblioteki XXI wieku.

Mamy w kraju szeroko zakrojoną akcje protestacyjną rolników. Popiera pan ich postulaty?

Tak, popieram. Jakoś tak się stało w ostatnich dwóch latach, że gospodarowanie w takim  znaczeniu, że rolnik utrzymuje rodzinę z pracy na roli, dzierżawiąc wiele hektarów pola, prowadząc hodowlę bydła mlecznego, czy hodowlę świń – stało się nieopłacalne. Wielu rolników rezygnowało więc z prowadzenia działalności. Takim przykładem jest jeden z naszych gminnych sołtysów, który od 30 lat prowadził hodowlę bydła mlecznego i rok temu się poddał. Po prostu powiedział, ze w tych warunkach, jakie rząd, którego był zawsze sympatykiem,  stworzył, nie da się gospodarować. Sprzedał całe swoje stado, razem z żoną podjęli inną  pracę. To jest przykład, jeden z wielu, że opłacalność spadła poniżej kosztów produkcji i nikt dłużej, z rolników mających 20, 30 hektarów, nie jest w stanie wytrzymać. Może te wielkie gospodarstwa mające 200, 500 hektarów jeszcze sobie jakoś radzą, ale na pewno nie średni rolnicy. Stąd strajki, stąd wołanie o zmianę zasad finansowania i współfinansowania przez UE. Z pewnością jedną z przyczyn obecnej sytuacji był wymyślony przez Komisarza Wojciechowskiego Unijny Program Rolny „Zielony Ład”, ale także  rynek ukraiński i przepływ zboża, innych produktów i surowców przez naszą granicę. Ale ja sądzę, że to była tylko kropla, która przelała czarę goryczy, złej polityki rolnej w naszym kraju.

Jak pan myśli, co zrobi rząd – pomoże, czy przeczeka wzorem lat ubiegłych? I czy oddolnie, na szczeblach gmin i powiatów można powziąć jakieś działania, by w przyszłości uniknąć takich sytuacji?

Nie sądzę, żeby rząd polski to przeczekał, dlatego że jest to sytuacja obejmująca całą Europę. Unia znalazła się w kleszczach chyba nie do końca przemyślanych przepisów Zielonego Ładu, który zresztą zaproponowali Polacy, europosłowie z PiS. Myślę, że Europa musi się wycofać z tej doktryny, jeżeli nie w całości, to przynajmniej zgodnie ze słusznymi sugestiami rolników. Rząd powinien w jakimś stopniu dołożyć się przynajmniej do zrównoważenia nieopłacalności gospodarstw rolnych, tych produkujących na rynek, czyli po prostu wyrównać rolnikom straty. Inaczej będzie kłopot z wiosennym zasianiem i zasadzeniem. Natomiast my, w gminach, mamy ograniczone możliwości, bo od wielu lat wszystkie sprawy rolników przejęła Agencja Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa. Ale mimo, że nie posiadamy narzędzi, kompetencji i środków, mamy trochę możliwości. Ja na przykład od kilku miesięcy informuję rolników, którzy są w trudnej sytuacji, o możliwości umorzenia podatków gruntowych. Jeśli umotywują takie wnioski, wykażą argumenty, to te podatki absolutnie będę umarzał.

Zapytam teraz o kobiety. Stanowią wyjątkowo dużą grupę na listach Porozumienia. Czy chodzi o parytet?

Nie tylko.  Ja mam duże zaufanie do kobiet. W urzędzie gminy, spośród zatrudnionych, 3/4 to kobiety. Są bardzo profesjonalne, odpowiedzialne, dbają o szczegóły, są absolutnie oddane idei samorządowej. Uważam, że w samorządzie kobiety są tą dobrą częścią, emocjonalną i wrażliwą na potrzeby mieszkańców, zwłaszcza w kwestiach związanych z szeroko rozumianą pomocą społeczną, opieką, wychowaniem i edukacją dzieci i młodzieży. Tak, stawiam na kobiety.

Image Not Found

W Polsce znów powrócił temat niżu demograficznego. Jak pan myśli, co może zachęcić rodziny do posiadania w dzisiejszych czasach dwojga, trojga dzieci? Bo na pewno nie zdały egzaminu „cnoty niewieście”, „kobiece powinności” i bicie pałką na oślep tych kobiet, które ośmieliły się mieć inne zdanie niż nakazuje patriarchalny standard.

Ostatnie lata, mimo nowomowy przedstawicieli rządu, absolutnie nie sprzyjały dzietności w Polsce. Przecież w ostatnim roku mieliśmy najmniej urodzeń od czasów II wojny światowej. Prawdziwa zapaść. Co trzeba zmienić? Wydaje mi się, że trzeba stworzyć lepsze warunki do opieki nad dziećmi i my, w gminie, staramy się to robić. Każde dziecko  w wieku przedszkolnym ma swoje miejsce: w przedszkolach samorządowych, prywatnych. I tak jest już od kilku lat. Tu muszę powiedzieć, że byliśmy pierwsi w powiecie, stwarzając 100 miejsc żłobkowych. Teraz wykorzystaliśmy program „Maluch” i budujemy nowy żłobek dla kilkudziesięciu dzieci, a 2 stycznia bieżącego roku oddaliśmy do użytku 2 oddziały żłobkowe z 20 miejscami w Brzezówce. Mamy też gotowy projekt z pozwoleniem na budowę przedszkola ze żłobkiem w Lubzinie, a w ostatnich dniach kupiłem 50-arową działkę na rzecz gminy przy szkole w Niedźwiadzie Dolnej, gdzie również będzie żłobek. Myślę, że późną jesienią lub w przyszłym roku w marcu rozpoczniemy tę budowę. To jedna rzecz – opieka i pomoc. A druga rzecz to opieka lekarska. Jesteśmy w Polsce poniżej oczekiwań kobiet, które mogłyby rodzić, ale boją się, przy dzisiejszym braku wrażliwości lekarskiej i braku dostępu do badań. Efektem jest strach i mała liczba urodzeń.

Przedszkola, żłobki, szkoły. W tym temacie wiele się w gminie dzieje. Obiektywnie trzeba przyznać, że Urząd Miejski pozyskał sporo środków na ich uruchomienie i rozwój. Ale intryguje mnie coś innego. Jak to było ze szkołą w Witkowicach. Nie chcę jątrzyć, bo to ogromny sukces, ale „ojców” chyba zbyt wielu? Zwłaszcza, że nawzajem deprecjonują znaczenie działań politycznych przeciwników.

To, że zaczynamy budować teraz jest konsekwencją decyzji rządu PiS i parlamentu, który przez ostatnie 8 lat odbierał samorządom udziały w ich dochodach. Co roku pozostawiał mniej lokalnych podatków do dyspozycji samorządu. 8 lat temu byliśmy przekonani, że wielkie inwestycje sami będziemy mogli prowadzić, jeżeli będzie taka wola Rady Miejskiej.  Potem okazało się, że jednak nie będziemy w stanie. W sprawie Witkowic zrobiliśmy to, co do nas należało. Kupiliśmy od parafii 2 hektary, płacąc 750.000 złotych. Przez kolejne 2 lata zrobiliśmy projekt techniczny z pozwoleniem za kilkaset tysięcy złotych. W tym czasie, co roku, były kolejne ustawowe, systemowe obniżki dochodów samorządów przy zwiększonych wydatkach. W związku z tym pozostaliśmy bez możliwości inwestowania ze środków własnych tej budowy. Szukaliśmy więc środków zewnętrznych z UE. Niestety, byliśmy wtedy w okresie pomiędzy dwoma perspektywami finansowymi, a KPO zostało wstrzymane. Składaliśmy więc różne wnioski do rządu. Mogę położyć na stole dokumenty, że to były wnioski na całość inwestycji – choć nie oczekiwaliśmy pieniędzy od razu na całość, raczej myśleliśmy o 3 ratach. Składaliśmy też wnioski tylko na pojedynczy etap, zastanawiając się,  co będzie później. Bo przy składaniu wniosku jest taka deklaracja, że musi się zadanie oddać do realizacji, nawet jeśli nie zostanie na kolejnych etapach dofinansowane. Nie byliśmy też w stanie wziąć tak wysokiej pożyczki – na ponad 40 milinów. Ostatecznie stało się tak, że poprosiliśmy mieszkańców o społeczne poparcie, o podpisy i wystąpienie do Wojewody, do Posłów i Premiera z prośbą o pomoc samorządowi, który chce budować, ale jest bezsilny, bo nie ma środków własnych. To znów się nie udało, więc mieszkańcy zebrali jeszcze kilka tysięcy podpisów i skierowali je do decydentów. I gdyby nie wybory parlamentarne, przed którymi rząd chciał się pokazać z dobrej strony i wszystkie wnioski, w całe Polsce załatwiał pozytywnie, to prawdopodobnie dalej byśmy tych środków nie dostali. Te 8,5 miliona to pierwsza transza. Aby oddać szkołę do użytku, potrzebujemy jeszcze 3 takich transz. Trzeba jeszcze pamiętać o tym, że to absolutnie nie jest sukces, bo my tych pieniędzy na koncie nie mamy. To była tylko „deklaracja na dykcie”. Teraz zmieniły się rządy i to ten rząd musi te pieniądze wypracować. Może je dać nam wtedy, kiedy my wybudujemy część tej inwestycji, przedłożymy faktury, zapłacimy swój udział własny w wysokości kilku milionów. Dopiero po tym, jesienią, możemy dostać część  pieniędzy z pierwszej transzy. Jeśli ktoś mówi, że załatwił pieniądze, to pytam: jakie? Gdzie? Pokażcie mi te przelewy. Pozwoli pani, że zwrócę się tu do tych „ojców sukcesu”. Szanowni panowie radni, radni wojewódzcy, byli posłowie, jeżeli mieszkańcy zwracali się do was i przekazywali podpisy w liczbie kilku tysięcy, popierające projekt burmistrza, a wy pomogliście, to ja wam bardzo dziękuję.

Zapytam o bezpieczeństwo w sferze zdrowia. Co może zrobić burmistrz, by polepszyć sytuację w tym zakresie? Bo dobrze nie jest. W ZOZie braki kadrowe, niedostatek sprzętu, atmosfera ciężka i sprawy sądowe z pielęgniarkami. Gdyby miał pan możliwość decydowania, od czego by pan zaczął?

Zacząłbym od audytu na temat kosztów ZOZ-u, szpitala. Byłby to audyt specjalistów. Zapłaciłbym za niego, jeśli władze ZOZ-u nie mają pieniędzy, a poprosiłyby o wsparcie burmistrza. Audyt pozwoliłby wyjść z tej klatki. Według mojej oceny w ZOZ-ie być może jest zatrudnionych za dużo nie-fachowców, czyli nie-lekarzy. Bo mamy taką sprzeczność: w naszym powiecie jest za mało lekarzy w stosunku do liczby mieszkańców, a z drugiej strony jest przerost administracji. Pieniądze z kontraktów idą na bardzo wysokie koszty osobowe i pochodne, więc brakuje środków na to, by zwiększyć kadrę lekarską. Służba zdrowia nie jest kompetencją gmin. Ale jeżeli dyrektor ZOZ-u zwraca się do samorządu Ropczyc z prośbą o pomoc, to my jej udzielmy. Zawsze, na miarę możliwości,  staramy się udzielić wsparcia. Podkreślam, że wpływy z podatków, którymi dysponujemy jako gminy nie są przeznaczone na służbę zdrowia – takie są ogólnopolskie  prawne zasady.

Wobec rosnącej obojętności społecznej, wzajemnej wrogości, jakie ma pan plany wobec tych najmniej zaradnych – starszych i niepełnosprawnych? Przyznam, że program „opaska dla seniora” jest świetny. Czego jeszcze seniorzy mogą oczekiwać?

Opaska dla Seniora to jeden z programów, który współfinansuje rząd. Ten program, jeśli się sprawdzi, będzie rozszerzany. Samorząd natomiast wspiera jeszcze kluby seniora, które są w prawie każdej miejscowości. Ich celem jest poprawa relacji, swoista walka z osamotnieniem. Chodzi o to, że często jedyną rozrywką seniorów jest pójście do kościoła czy do sklepu. Kluby seniora są okazją do częstych spotkań, rozmów, dzielenia się radościami, problemami i obawami. Mamy też bardzo dobrą kadrę w Ośrodku Pomocy Społecznej. Pracownicy socjalni są w stanie docierać do tych ludzi, do rodzin w trudnej sytuacji, rodzin wielodzietnych, rodzin z ciężkimi problemami i starać się im pomóc. Otwarte dla wszystkich są też domy kultury, które przy pomocy środków rządowych, samorządowych, realizują projekty wspomagające różne grupy. W szkołach i przedszkolach również organizowane są imprezy środowiskowe, dla rodzin, dla babć i dziadków. Myślę, że zwłaszcza seniorzy czują wtedy pozytywne emocje, którymi są otaczani.

Image Not Found

A niepełnosprawni? Powiem wprost – nie widać ich na mieście. A to spora grupa w powiecie. Myślę, że ponadtysięczna. Siedzą w domach, zamknięci. Brak opieki prawnej. Bariery architektoniczne. I przede wszystkim – dla w miarę sprawnych – brak pracy. Czy dałoby się dla nich stworzyć w zakładach i firmach miejsca pracy chronionej? Najbliższe są w Rzeszowie. Dębica też działa na tym polu. A Ropczyce?

Tak, to jest duży problem. Rzeczywiście, takiego zakładu pracy chronionej w Ropczycach nie ma. Praca zdalna jest dla tych niepełnosprawnych, którzy posługują się komputerem i internetem i są w stanie wykonywać usługi dla firm i zakładów. Jednak to nadal zamknięcie w domu, a wiem, jak ważna jest społeczna relacja. Myślę, że będziemy szukać w tym kierunku jakichś możliwości. Będziemy nadal próbować zainspirować przedsiębiorców, by tworzyli miejsca do pracy dla niepełnosprawnych.

W swoich wystąpieniach i programie wyborczym dużo uwagi poświęca pan rozwojowi gospodarczemu gminy. Można odnieść wrażenie, że ten temat jest dla pana priorytetem. Dlaczego?

Nasza gmina jest miejsko-wiejska, więc nasze dochody nie pochodzą z upraw, nie jesteśmy też miastem turystycznym, więc pozostaje nam tylko dbanie o gospodarkę. Mamy na terenie gminy firmy, jedno-, dwu- i kilkuosobowe, a ich przyrost jest w ostatnim czasie bardzo znaczący. Niektóre istnieją już kilkanaście lat i zaczynają decydować o zatrudnieniu pracowników. Ale bardzo ważne są duże firmy. Przyznaję, że moje działania zaowocowały ulokowaniem w Ropczycach wielu dużych zakładów, także o kapitale zagranicznym. Oprócz Cukrowni i Magnezytów, wszystkie powstały w czasie, gdy  byłem burmistrzem, więc też za  przyczyną moją i moich współpracowników. Tworzyliśmy klimat, przygotowywaliśmy strefy kapitałowe,  dokumenty formalnoprawne jak: stosowne plany rozwoju, wykupywaliśmy teren, budowaliśmy drogi, ulice, robiliśmy uzbrojenie, szukaliśmy wsparcia w instytucjach centralnych, a przy negocjacjach i rozmowach tworzyliśmy atmosferę akceptacji i zaangażowania. Mamy w Ropczycach firmy amerykańskie, angielskie, niemieckie, francuskie. Duży w tym mój udział, bo wizja Ropczyc, jaką mam,  nie rozciąga się na jedną kadencję, ale na lata.

Muszę zapytać. Jak udało się panu pozyskać wielkich inwestorów? Co się stało, że ulokowali tu swoje firmy? Jak to się robi? Ma pan na to jakiś patent?

Jako burmistrz wykorzystywałem instrumenty prawne. Stworzyliśmy w Ropczycach specjalną strefę ekonomiczną. Rozmowy z rządem trwały kilka lat. I w końcu doszło do udzielenia zgody. Potem rozszerzaliśmy tę strefę, stworzyliśmy możliwości promocji Ropczyc, wygraliśmy konkurs ogólnokrajowy na najlepsze miejsce do inwestowania w województwie podkarpackim. Ten mój „patent”, jak pani mówi, to też kwestia kontaktów z ministrami. Nie ukrywam, że wtedy wykorzystywałem właśnie osobiste kontakty, by przekonać do wartości naszych planów. Jeszcze powiem, że w ostatnich latach oddaliśmy do użytkowania nowoczesny zakład wytwarzający części do silników samolotowych. Co prawda, premier Morawiecki, otwierając ten zakład, chwalił się, że to jego zasługa, ale ja publicznie wówczas stwierdziłem, że to jest zasługa jednego z wiceministrów poprzedniego  rządu. Był to obecny poseł prof. Zdzisław Gawlik.

W pana programie jest punkt dotyczący gospodarki, zacytuję: „warunki do tworzenia jednoosobowych podmiotów gospodarczych”. O co dokładnie chodzi?

Jednoosobowe firmy to konieczność. W tej chwili to kwestia do kształcenia w szkołach: jeśli masz zdolności, kwalifikacje, umiejętności, to nie musisz szukać pracy na zachodzie, spróbuj sam otworzyć firmę. W urzędzie gminy pomożemy ją zarejestrować. Można prowadzić działalność usługową na komputerze, usługi transportowe, logistyczne, handlowe, wykonawcze, instalacyjne. Teraz wielu młodych ludzi decyduje się na samodzielny start z małą firmą. Często okazuje się, że te firmy rozrastają się do kilku, kilkunastu osób. Mamy dobre nauczanie zawodowe i tego trzeba pogratulować dyrektorom szkół średnich, zarządowi Powiatu.

Aktywność obywatelska – na jakim jest w gminie poziomie? Jak pan ocenia zaangażowanie mieszkańców w planowanie rozwoju miasta? Mają taką możliwość?

Myślę, że to zaangażowanie jest na wysokim poziomie. Na najbliższej sesji Rady Miasta wręczę najaktywniejszym obywatelom gminy statuetki  „ Ropczyckie Sokoły”, Zasłużony dla Ropczyc. Ale jest wiele osób, których działania w sferze usługowej, produkcyjnej, budowlanej, budują markę Ropczyc i jednocześnie są dobrym  przykładem na to, że tu, w kraju, można się i dorobić, i zaangażować, i mieć z tego satysfakcję i pieniądze.  Mam też ogromną nadzieję, że te osoby zyskują uznanie ludzi, a nie zawiść. Robią przecież coś nie tylko dla siebie, ale i dla nas wszystkich.

Image Not Found

Od razu więc pytam o budżet obywatelski. Ile wynosi w naszej gminie? Czy zainteresowanie mieszkańców jest duże?

Budżet obywatelski dotyczy miast o liczbie mieszkańców przekraczającej 50.000 i to jest ustawowy wymóg. Miasta o niższej liczbie mieszkańców nie mają takiego wymogu. W ostatnich kilku latach, poza wydatkami bieżącymi, gmina praktycznie nie miała dodatkowych środków. Nie możemy więc obiecać grupom obywateli, że uda nam się zrobić to, czego w danej chwili potrzebują, bo po prostu nie mamy na to funduszy. Nie możemy przecież podnieść podatków, aby starczyło na taki budżet. Zresztą w ustalaniu podatków też nie mamy dowolności, musimy mieścić się w „widełkach”, określonych przez rząd. Samorządem, który bezpośrednio reprezentuje społeczność, są rady sołeckie i osiedlowe i to one właśnie przypisany maja tzw. Fundusz Sołecki, który jest częścią podatku gruntowego pozostawionego dla danej miejscowości. Fundusz ten to kwota od 40.000 zł do 70.000 zł. Rada sołecka decyduje, na co te pieniądze wydać. To jest jakby quasi fundusz obywatelski dla takich gmin, jak nasza. Decyzje te realizuje urząd gminy.

Okoliczne wsie – niektóre rozwijają się jak burza, inne pozostają „sypialniami miasta”. Czy przewidział pan w swoim programie jakieś metody ich aktywizacji, kolokwialnie powiem, „rozkręcenia”? Czasem wystarczy iskra.

Nie trzeba było iskry, by gminne grunty w obszarze Kolonii i ulicy Sucharskiego zamieniły się w piękne osiedla domów jednorodzinnych. Gruntu rolne są przekształcane na parcele budowlane, bo rolnictwo na 3, 4 ha przestało się już opłacać. Wydałem wiele decyzji o warunkach zabudowy, nie bacząc na to, że na początku brakowało drogi, infrastruktury. Wiedziałem, że zaraz po powstawaniu budynków ruszą prace uzupełniające infrastrukturę.

I jeszcze o programie. Jest tam kilka konkretnych propozycji na wielkie inwestycje: farma fotowoltaiczna, kryte korty, szkoła muzyczna z salą koncertowo – kinową, biblioteka publiczna. To dość konkretny kierunek na przyszłość, zahaczający o wielkomiejskość. Marzą się panu Ropczyce na wielką skalę?

Myślę, że nie będziemy miastem 50-tysięcznym, jak Mielec czy Dębica. Acz z drugiej strony jesteśmy jednym z nielicznych miast na Podkarpaciu, gdzie nie ma ujemnego przyrostu demograficznego. Dla miasta o liczbie mieszkańców około 30.000 wystarczy terenów dla firm, pod budowę domów, dróg. Jeśli chodzi o inwestycje w kulturę i sport to powiem, że po blisko 30 latach w samorządzie mam świadomość, jak ważna obok gospodarki jest kultura, jak ważne są zasoby ludzkie, rozwijanie zainteresowań naszych dzieci, jak ważne są emocje w społeczeństwie i wzajemne relacje. To wszystko buduje trwałość i spójność społeczności gminy. Dlatego inwestujemy w budowę domów kultury, boisk sportowych, hal gimnastycznych, bibliotek. Proszę mi pokazać miasto wielkości naszego, które ma szkołę muzyczną, uczącą w każdym roku ponad 185 dzieci. Głęboko wierzę, że na terenie byłego dworca autobusowego jeszcze w tym roku, przy pomocy środków europejskich, zaczniemy budować nowoczesną bibliotekę, a obok szkołę muzyczną z salą koncertowo-kinową. Będzie to świetna baza do nauki i rozwijania zainteresowań, talentów naszych dzieci, młodzieży, może i nas dorosłych też.

Image Not Found

Ropczyce w ciągu ostatnich lat bardzo się zmieniły. To piękne miasteczko, co widać, porównując je do Sędziszowa, czy Dębicy. Ma pan jeszcze jakieś pomysły na uatrakcyjnienie wizerunku miasta?

Przede wszystkim myślę o termoizolacji naszych bloków. Ostatnia była ponad 23 lata temu. Trzeba jeszcze odnowić elewacje wielu budynków, zrobić parkingi, zdecydować o rozbiórce szpecących miasto ruder. A poza tym chodniki, trasy rowerowe. Chciałbym też zbudować w porozumieniu w Polskimi Wodami bulwary nad Wielopolką, biegnące wzdłuż centrum Ropczyc. Moglibyśmy po nich spacerować, słuchając śpiewu ptaków, usiąść na ławeczce, zrelaksować się. Myślę, że może nie za rok, ale na pewno w nadchodzącej kadencji uda nam się to zrobić. Bulwary wymusiłyby też większą dbałość o czystość nadbrzeża Wielopolki.

Nasza gmina jest „pęknięta na pół” jeśli chodzi o poglądy polityczne. Z punktu widzenia włodarzy miejskich to dobrze, czy źle? Maksyma „dziel i rządź” może się sprawdzać?

Jesteśmy faktycznie tak podzieleni jak większość kraju, a już na pewno Podkarpacie. Ale ja znam nasze społeczeństwo dosyć dobrze i myślę, że mamy tu dobrych ludzi. Przez media publiczne w ostatnich latach wylało się sporo złego i to bardzo zaostrzyło podziały. To było niepotrzebne. Nie ma powodów, żebyśmy wszystko kreowali na wzór Warszawy. Mam nadzieję, że powoli wszyscy dojdziemy do wniosku, że jesteśmy po prostu sąsiadami, że kochamy Polskę, Ropczyce, wszyscy, a nie tylko niektórzy.

Podkarpacie to, cytuję, „twierdza PiS”. Aby wygrać te wybory potrzeba niemało wysiłku. Ma pan jakiś plan na tę bitwę? Będzie fair play, czy może przewiduje pan czarny PR? I jakiej gry spodziewa się pan po przeciwnikach?

Społeczeństwem podzielonym jesteśmy już od dekady, a mimo to, podczas wyborów, wygrywałem. Myślę, że nikt z mieszkańców miasta i gminy Ropczyce nie powie, że urząd gminy podczas obsługi petentów stosował podziały na tych, którzy mają sympatie prawicowe, lewicowe i inne, i źle do kogokolwiek się przez to obnosił. Wierzę, że niezależnie od sympatii naszych wyborców, większość zagłosuje za następną kadencją Bolesława Bujaka,  w przekonaniu o moim doświadczeniu i skuteczności oraz umiejętności zarządzania miastem. Ważne na tej funkcji jest też doświadczenie i umiejętność przyjmowania różniej argumentacji, rozmów, rozwiązywania problemów. Ja to potrafię.

Wyobraźmy sobie, że ma pan do zadysponowania nagrodę Złoty Sokół Ropczycki. Komu dziś by ją pan przyznał?

Tomaszowi Babiczowi.

Czy można liczyć na to, że jeśli pan wygra wypełni pan obietnice zawarte w programie? Pytam o to w obliczu rozliczeń 100 obietnic Donalda Tuska. Społeczeństwo chyba zrozumiało, że może domagać się realizacji programów wyborczych. Zgodzi się pan na takie rozliczenie na przykład za rok?

Od 30 lat jestem samorządowcem. Za mną są dokonania, skuteczność, wiarygodność. Wiarygodność czyni mnie odpowiedzialnym za przedłożony program wyboczy. Chcę liczyć na zaufanie i być za to zaufanie zobowiązanym. To moja zasada od lat.

Jak zareagowała najbliższa rodzina na wieść, że będzie pan chciał kontynuować pracę w samorządzie?

Jeśli pani ma na myśli żonę, to proszę nie pytać.

Na jednym ze zdjęć na pana profilu widziałam zdjęcie z wnuczką. Wygląda na niezwykle rezolutną osóbkę. Czego się pan od niej nauczył?

To jest Tosia. Jest niezwykle wrażliwą dziewczynką i ta wrażliwość dziecięca – jej i pozostałej trójki wnucząt – mnie się udziela.

Image Not Found

Ostatnie pytania:

– Urlop: na bezludnej wyspie, czy Zakopane w sezonie?

Zakopane.

– Na obiad schabowy, wege, czy ośmiorniczki?

Absolutnie schabowy z kapustą i ziemniakami.

– Rower, czy narty?

I rower i narty.

– Spokój, czy „lubię jak się coś dzieje”?

Czasem spokój, ale zazwyczaj lubię jak się coś dzieje.

Dziękujemy za wywiad i życzymy powodzenia w spełnianiu zamierzeń i planów.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *