Wywiad z Anną Glinką. „Wolontariat to maraton, a nie sprint”

Redakcja e-Ropczyce: Pani Aniu, ponieważ dzisiaj będziemy dużo mówić o wolontariacie, to czy mogłaby pani na początek powiedzieć coś o sobie?

Anna Glinka: Pracuję w jednej z placówek edukacyjnych, jestem przewodniczącą Koła Gospodyń Wiejskich w Brzezówce, od sześciu lat prowadzę Szlachetną Paczkę, jestem szczęśliwą matką i żoną. Oczywiście, prowadzę też dom, mam zwierzaki; pieski i kotki.

Image Not Found

Red: Dlaczego więc zainteresowała się pani wolontariatem? Co było iskrą, która zapoczątkowała taką działalność?

A.G: Iskrą? To było jeszcze w szkole średniej, nasza wychowawczyni, pani Małgorzata Bieniasz,  bardzo często kierowała nas do tego typu pomocy: w Caritasie, w placówkach specjalistycznych. To chyba był ten zapalnik, bo pokazał mi, że warto to robić, a utwierdził mnie w tej działalności pierwszy kontakt ze Szlachetną Paczką.

Red: Czy wolontariat wciąga?

A.G: Bardzo. Ciężko jest później z tego zrezygnować.

Red: W jaki sposób przygotowuje się wolontariuszy do pracy? Jak się ich rekrutuje?

A.G: Wolontariusz musi się zgłosić do nas z własnej woli. Przeprowadza z nim rozmowę specjalista do spraw rekrutacji. Ja mam zaszczyt być takim specjalistą. Kandydat przechodzi później 9-godzinne wdrożenie, które odbywa się w Rzeszowie lub w Krakowie. Podczas szkolenia uczy się wszystkiego, np. o RODO, o metodach i sposobach działania wolontariuszy, dowiaduje się o idei „mądrej pomocy” – „dajemy wędkę, a nie rybę”.

Red: Jest pani koordynatorem wielu akcji. Z jakimi wyzwaniami musi się zmierzyć osoba kierująca grupą wolontariuszy?

A.G: Najważniejsza jest współpraca. Osoba kierująca powinna być liderem, a nie szefem. Dużą rolę odgrywają dobre relacje w grupie, wolontariusze przecież przychodzą z własnej woli, bez przymusu, więc trzeba mieć na względzie nie tylko pracę, która czasami jest przeogromna, ale i wypoczynek, spotkania towarzyskie. Mam w grupie bardzo wartościowe osoby, które chętnie pomagają. Jedna z wolontariuszek została niedawno koordynatorką regionalną do spraw Szlachetnej Paczki, to zasłużony awans. Grupa wolontariacka to też czas na rozwój osobisty.

Red: Kto chętniej staje się wolontariuszem: młody, czy dojrzały człowiek?

A.G: O, jest bardzo różnie. Młodzi często kierują się chęcią sprawdzenia siebie i swoich możliwości. U starszych widać, że życie ich doświadczyło, wiedzą więc, jak ważne jest, żeby komuś pomóc. Do wolontariatu trafiają często osoby, które wcześniej były beneficjentami. Później „stanęły na nogi” i teraz chcą się jakby odwdzięczyć.

Red: Z kim współpracujecie jako stowarzyszenie Szlachetna Paczka?

A.G: Przede wszystkim z Miejsko-Gminnym Ośrodkiem Pomocy Społecznej, ze szkołami, z pedagogami, z firmami, które są Darczyńcami. Oczywiście, cały czas pomagają nam menadżerowie operacyjni Szlachetnej Paczki.

Red: Czy oprócz Szlachetnej Paczki koordynuje pani jeszcze jakieś akcje?

A.G: Jeśli są tylko jakieś, w których mogłabym pomóc, to zawsze jestem do dyspozycji.

Red: Niedawno sporo udzielaliście się w pomocy dla powodzian.

A.G: Tak. W tym zakresie natłok pracy był ogromny. Społeczność naszego powiatu wykazała się wielkim sercem, jeśli chodzi o powodzian. Zajmowaliśmy się pakowaniem paczek, segregacją darów, przygotowaniem do przewozu. W ramach Szlachetnej Paczki byliśmy zresztą na terenach popowodziowych. Pojechaliśmy tam pomagać w – dosłownie – odgruzowywaniu. Najwięcej czasu spędziliśmy przy zbijaniu posadzek, odbijaniu nasiąkniętych wodą tynków, wyrzucaniu gruzu. W Kłodzku pomagałam przy gotowaniu, robieniu kanapek, wydawaniu posiłków.

Red: Widziałam na zdjęciach, że w tej grupie był też pani mąż. Jak się nakłania współmałżonka do pracy społecznej?

A.G: Nie trzeba go namawiać. To był impuls. Zresztą całą akcję pomocy bezpośredniej zorganizował wolontariusz Tomek. Skrzyknął chętnych na grupie FB. Na drugi dzień mieliśmy już zorganizowanego busa, a jedyną trudnością było wzięcie urlopu. Z kolejnym, drugim wyjazdem wstrzymaliśmy się, bo otrzymaliśmy informację, że „sprzątanie” dobiega końca, zaangażowało się w nie wojsko, i trzeba zarezerwować czas na następne prace i „podmianę” grup pomocowych.

Red: Jak tam było?

A.G: To jest straszne. Nawet nie wiem, do czego można to porównać. Ludzie załamani, zrozpaczeni, często bezradni. Domy wyglądały, jak po wojnie. Woda zaznaczyła się na wysokości około 7 metrów. Wszystko, co znajdowało się w budynkach, jest do wyrzucenia. Nie ocalało nic.

Image Not Found

Red: Czy ludzie dalej chcą pomagać? Bo tych próśb o wsparcie mamy coraz więcej.

A.G: Mogę odpowiedzieć na to pytanie z perspektywy lidera Szlachetnej Paczki. Powstał teraz u nas taki program Paczki Podróżników. Będziemy jeździć do powodzian z każdego zakątka Polski, odwiedzać tamtejsze rodziny i włączać je do programu, aby pomóc. Widzę już, że odzew jest wielki. Gdy zapytałam moich wolontariuszy, czy wezmą udział w takim wyjeździe, z chęcią na to przystali. Muszę tu zaznaczyć jeszcze jedną rzecz. Pomoc w sytuacjach kataklizmu to nie jest sprint, tylko maraton. Trzeba mieć siłę i chęci na długofalową pracę, a nie wydatkować całą energię na jednorazowy zryw. Teraz nadchodzi drugi etap działania – trzeba wyposażyć powodzian w sprzęt AGD. Ale ja wierzę w dobro. A o moich współpracowników jestem spokojna – dadzą radę.

Red: Czy tegoroczna akcja Szlachetnej Paczki będzie nakierowana tylko na powodzian?

A.G: Ależ nie! Wszystko odbędzie się jak dotychczas. Może tylko będziemy większą uwagę przykładać na rodziny z miejsc dotkniętych tą klęską. Przede wszystkim będziemy wspierać wolontariuszy z tamtego regionu. Pewno pojedziemy tam na kilka dni, aby przejść po domach, spisać potrzeby, wypełnić dokumentację, wprowadzić ją w system.  

Red: Wróćmy więc do początku. Jak się zaczęła pani współpraca ze Szlachetną Paczką?

A.G: Na jednym z portali internetowych było ogłoszenie o poszukiwaniu wolontariuszy. Zgłosiłam się. A ponieważ osoba, która wcześniej u nas pełniła funkcję lidera, musiała zrezygnować, po namowach przyjaciół zgodziłam się objąć to stanowisko. Skompletowałam zespół, wyszkoliliśmy się i ruszyliśmy z pracą. Na początku nie była to wielka pomoc. Pomogliśmy tylko 24 rodzinom.

Red: Tylko?

A.G: No tak, teraz wydaje się, że tylko. Zespół cały czas się powiększał. Bo przeważnie tak jest, że jeżeli już ktoś wejdzie w wolontariat, to w nim zostaje i to na długie lata. Ciągle przychodzą nowi, wdrażamy ich, szkolimy, na początku towarzyszymy im, żeby nabrali pewności, odwagi. Najcięższe w tej pracy są emocje i to z nimi najtrudniej jest sobie poradzić.

Red: No właśnie. Chciałam zapytać o te emocje… Przy okazji rozpoczynania akcji Szlachetnej Paczki w mediach pokazywane są obrazki, które po prostu serce łamią. Jak sobie z tym radzicie?

A.G: U rodzin staramy się być twardzi, a może powiem szczerze: staramy się ukrywać emocje. Ale często jest tak, że wolontariusz przyjeżdża do magazynu, nie wytrzymuje i płacze.

Red: Kiedy jest najtrudniej?

A.G: Zawsze. Większość Polaków nie zdaje sobie sprawy z tego, że można nie mieć stołu lub lodówki. A czasami jest jeszcze gorzej. Niedawno opublikowane badania mówią o 2,5 milionach osób żyjących w skrajnym ubóstwie. To liczba niewyobrażalna, jeśli uświadomimy sobie, że dla większości ludzi problemem jest, czy kupić nowy smartfon dziecku i gdzie pojechać na wakacje. Jeśli więc wolontariusz widzi, że jakaś rodzina dostaje w prezencie łazienkę, której nigdy nie miała, to proszę sobie wyobrazić reakcję. Zazwyczaj potrzeby nie są tak duże, często chodzi o sprzęt AGD, zabawki, jedzenie, ubrania. Tak. Emocje są ogromne. Staramy się je opisać Darczyńcom, ale tego się opisać nie da.

Red: Przyznam, że zaskoczyła mnie pani. Wśród darów mogą być też remonty?

A.G: Tak, to dość częste. W ramach Szlachetnej Paczki organizujemy też remonty – pokoju, kuchni, nawet dachu. Jeśli Darczyńca zdecyduje się na przesłanie mebli, wolontariusze je skręcają i montują. Oczywiście, jeśli jest taka potrzeba.

Red: Czy mogłaby pani podzielić się z naszymi Czytelnikami jakąś najbardziej emocjonalną chwilą?

A.G: To było w ubiegłym roku. W bardzo malutkim domku mieszkała kobieta. Za ścianą – krowa, świnki, kury.  Domek był ruiną. Dostała ze Szlachetnej Paczki pierwszą w życiu choinkę. Otrzymała też łóżko, bo spała na słomie. Gdy wolontariusze opowiedzieli o tym, zorganizowaliśmy się, pojechaliśmy tam jeszcze raz, ubraliśmy choinkę, przygotowaliśmy Wigilię, posiedzieliśmy, porozmawiali. Wzruszenie i wdzięczność w oczach tej pani – nie ma ceny.

Image Not Found

Red: A jakie są procedury uzyskania pomocy ze Szlachetnej Paczki?

A.G: Na początku szukamy potrzebujących rodzin. Odbywa się to przez GOPS, szkoły, indywidualne zgłoszenie. Ważne jest to, że potrzebująca rodzina nie może zgłosić się sama, musi to zrobić inna osoba prywatna albo instytucja. Teraz jesteśmy na końcowym etapie poszukiwania tych rodzin, wolontariusze już je odwiedzają i przyjmują do programu. Czekamy na weryfikację i sprawdzenie naszych opisów. 16 listopada będzie otwarcie bazy rodzin, wtedy Darczyńcy mogą zacząć działać. Odczytując nasz opis, wiedzą, jakie są potrzeby, w jakiej sytuacji jest dana rodzina. Na skompletowanie darów jest czas do grudnia. Podczas Weekendu Cudów paczki dostarczane są do nas, a my rozwozimy je rodzinom.

Red: Pani grupa zajmuje się rejonem całego powiatu ropczycko-sędziszowskiego?

A.G: Tak, działamy we wszystkich gminach i miejscowościach naszego powiatu. Natomiast Darczyńcy są z całej Polski.

Red: Działacie bardzo sprawnie. W czym tkwi tajemnica takiego profesjonalizmu, na dodatek z uśmiechem na ustach?

A.G: Myślę, że najważniejsza jest dobra, przyjemna atmosfera. Wszyscy się przyjaźnimy, służymy sobie pomocą, świetnie się ze sobą czujemy. Jesteśmy jedną, dużą rodziną. Wspieramy się w rozwiązywaniu prywatnych problemów, bo przecież każdy w życiu je ma. Często spotykamy się poza wolontariatem, żeby stworzyć taką „odskocznię”, nabrać sił, zresetować się. Bo musimy mieć też przestrzeń dla siebie samych.

Red: Jak pani godzi to wszystko?

A.G: Nie ma rzeczy niemożliwych. Jak tylko są chęci, można zrobić wszystko. Najważniejsze na dłuższą metę to wyznaczenie granic. Czas dla rodziny powinien być czasem dla rodziny. Czas na pracę – zawodową i społeczną, powinien mieć swoje granice. Inaczej człowiek szybko się wypali, nie podoła. Oczywiście, są sytuacje, że te granice stają się płynne. Na przykład mój syn często pomaga podczas Weekendu Cudów, ale atmosfera wtedy jest taka, że traktujemy to jako przedsmak Świąt Bożego Narodzenia, a nie obowiązek.

Red: To proszę się jeszcze podzielić swoim sposobem na życie. Co zrobić, by pracując na tylu polach, mieć tyle energii i uśmiechu?

A.G: Uśmiech nie zawsze jest. Jak to u nas bywa, czasem ktoś przysłowiowo wbije nóż w plecy, zrobi na złość dla samej przyjemności zaszkodzenia. Ale nie chcę o tym mówić. To przypadki marginalne, ale czasem zabolą. Staramy się być na to odporni, bo prawda zawsze się obroni.

Image Not Found

Red: Życzymy w takim razie pani i całemu zespołowi wolontariuszy wspaniałego Weekendu Cudów, wielu dobrych wzruszeń i sił podczas całej akcji Szlachetnej Paczki.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *