Redakcja e-ropczyce: Naszym rozmówcą jest pan Przemysław Kulig, Prezes MKS Błękitni Ropczyce. Panie Przemku, na początek pytanie na rozgrzewkę. W Polsce każdy zna się na piłce nożnej. Co by pan powiedział takiemu „ekspertowi”, który komentuje każdy ruch piłkarza z poziomu kanapy?
P.K.: Taki ekspert też jest potrzebny. Ale faktycznie, w Polsce każdy na wszystkim zna się najlepiej, szczególnie, jeżeli chodzi o piłkę nożną. Brakuje sukcesów, więc ludzie prześcigają się w pomysłach, co zrobić, żeby te sukcesy były. Ale to nie jest takie proste. Patrząc na poziom gry w ekstraklasie i reprezentacji, można mieć dużo zastrzeżeń. Ja uważam, że gdyby nie było emocji i takich ekspertów na kanapach, to nie byłoby dla kogo grać.
Red.: Klub chyba nie wypełnia panu całego życia. Co jest poza Błękitnymi?
P.K.: Błękitni to ważny dodatek do życia. Zarząd Klubu, prezes i wiceprezesi to społecznicy, niepobierający za pracę żadnego wynagrodzenia, wręcz przeciwnie często dokładamy „coś” od siebie żeby można było spiąć budżet. Robimy to „po godzinach”. Prawda jest taka, że są okresy transferowe między rozgrywkami, kiedy wydaje się, że jest wolne od piłki nożnej. Ale wtedy właśnie mamy najwięcej pracy. Trzeba szukać zawodników, telefonować, rozwiązywać problemy organizacyjne, finansowe. Dla mnie piłka nożna to odskocznia od życia codziennego. Jestem „mocno pracującym” człowiekiem, a sport trochę mnie wyluzowuje. To są dodatkowe emocje, oby zawsze pozytywne!
Red.: Typowy dzień pracy prezesa w sezonie ligowym – jak wygląda?
P.K.: Staram się, aby dzień prezesa Klubu zaczynał się po 15.00. Jednak zawsze, już w ciągu dnia, pojawia się masa problemów; ze zdrowiem zawodnika, z organizacją meczy. Teraz jesteśmy w szczycie sezonu, tylko we wrześniu mamy 16 meczy wszystkich naszych drużyn. Na te mecze trzeba zorganizować transport, przygotować boisko, opiekę medyczną, sprzęt, stroje meczowe i wiele innych. Runda sezonu ligowego trwa 4 miesiące, a trenujemy przez 12 miesięcy w roku. Jeden człowiek nie podołałby temu i tutaj dziękuję pracownikom RCSiR za pomoc.
Red.: Jak się układa współpraca ze sponsorami? Na waszym profilu FB są informacje o pozyskiwaniu nowych. I jak się pozyskuje sponsorów?
P.K.: Nie jest łatwo pozyskać sponsora, szczególnie, jeśli to duża firma, przedsiębiorstwo. W tym roku zwróciłem się do zastępcy burmistrza, żeby mnie w tych rozmowach wsparł. Przygotowaliśmy ofertę partnerską, gadżety, zachęcaliśmy, żeby szefowie tych firm zobaczyli, jak wygląda szkolenie. Bardzo ważne jest to, że nasz Klub opiera się głównie na wychowankach, czyli ludziach z Ropczyc, a piłka nożna to sport dostępny dla wszystkich – bez barier. Meczem jubileuszowym z Oldbojami Wisły Kraków pokazaliśmy też, że w Ropczycach, na pięknym stadionie, można zrobić coś więcej niż gra na poziomie IV czy V ligi. Bo nasz cel to zrobić wszystko, by ta drużyna zaczęła walczyć przynajmniej o „czubek” IV ligi albo awans do III.
Zdj. MKS Błękitni Ropczyce
Red.: Na jakie dofinansowanie ze strony miasta możecie liczyć? Na co to wystarcza?
P.K.: W tym roku wzięliśmy udział w konkursie na dotację ze sportu ogłoszonym przez UM. Uzyskaliśmy dofinansowanie w wysokości 170 000zł. Czy to wystarcza? Nasz budżet w całości musi się zamknąć w granicach 500 000zł. rocznie. Staramy się te pieniądze pozyskiwać. Miasto to główny sponsor naszego Klubu. Gdyby nie dofinansowanie, nie byłoby możliwości walczyć o coś więcej. Podobne kluby na poziomie IV ligi są umiejscowione w dużych miastach albo mają sponsorów przekazujących im duże pieniądze. Gdybyśmy nie szkolili młodzieży, to dotacja od miasta pewnie wystarczyłaby, żeby powalczyć o coś więcej. Ale my dużo środków przeznaczamy właśnie na szkolenie młodych, więc na pierwszą drużynę pieniędzy jest mniej. W tym roku utworzyliśmy dodatkowy, czwarty zespół młodzieżowy. Mamy dużo chętnych dzieciaków, garnących się do piłki. A więc najpierw szkolenie na dobrym poziomie, a potem myślenie o seniorach.
Red.: Teraz trochę o historii Klubu. Kiedy powstał MKS Błękitni Ropczyce? Kto był założycielem? Jakie były największe osiągnięcia?
P.K.: Założycielami i pierwszymi członkami klubu byli: Zbigniew Klimek, Edward Feret, Władysław Kellner, Michał Gwóźdź, Edward Marć, Zygmunt Rachwał, Wiesław Żylski, Wiesław Sulisz, Robert Smolak, Edward Basara, Stanisław Framega, Antoni Czuba, Ryszard Bochenek, Paweł Dąbrowski, Wincenty Groele, Jan Lis, Roman Bochenek, Jan Kozek, Henryk Bujak, Karol Ferfecki, Zenon Hendzel, Ferdynand Kozub, Ryszard Leśniowski, Józef Machnica, Stanisław Myzia, Stanisław Maciejewski, Kazimierz Rogowski, Edward Rogoziewicz, Jerzy Szpara, Witold Serwacki, Jerzy Wielgus, Tadeusz Zymróz, Gustaw Ździebło, Jan Zacny. Chciałem wymienić jak najpełniejszą listę, bo w ubiegłym roku obchodziliśmy 60-lecie i, niestety, nie byliśmy w stanie do wszystkich dotrzeć i odpowiednio uhonorować.
Red.: A kto był w przeszłości najcenniejszym piłkarzem Błękitnych?
P.K.: Mogę mówić tylko o tych, których widziałem jako kibic. Taką legendą jest Robert Sulisz, który przez 28 lat był czynnym piłkarzem. Dziś jest trenerem grup młodzieżowych. To przykład człowieka, który całe swoje życie poświęcił jednemu klubowi. Jeśli byśmy mieli więcej takich piłkarzy, oddających tyle serca i zdrowia drużynie, to ten Klub na pewno byłby na wyższym poziomie.
Red. Niedawno obserwowaliśmy spory ruch kadrowy wśród zawodników. Czym był spowodowany?
P.K.: Utrzymaliśmy trzon zespołu. A transfery dotyczyły zawodników, których wcześniej mieliśmy u siebie lub przyglądaliśmy się im. Adamem Haraczem z Pustkowa byliśmy zainteresowani jeszcze w zimie, ale wtedy nie udało się go tu ściągnąć. Kacper Ligęska to nasz wychowanek. Dwa lata grał w Stali Mielec i teraz do nas wrócił. Kuba Kobiera też wywodzi się z Błękitnych. W międzyczasie grał w Łodzi, próbował sił w Resovii, teraz jest u swoich. Znamy swoją siłę i wiemy, że nie potrzebujemy aż tak dużo wzmocnień, aby walczyć o awans.
Red.: Panuje taka opinia, że Błękitni są za dobrzy na okręgówkę, a za słabi za IV ligę. Jak się pan do tego ustosunkuje?
P.K.: Może trochę bym się z tym zgodził. Ale w rundzie wiosennej w IV lidze zdobyliśmy punktów dużo więcej, niż jesienią. Jedną z przyczyn była zmiana trenera, który wprowadził inne zasady, inny rodzaj treningu, a zawodnicy to zaakceptowali. Niestety nie mogliśmy już więcej punktów wywalczyć. Spadek do okręgówki to pech, bo formalnie utrzymaliśmy się, ale drużyny, które spadły z III ligi po prostu nas „wypchnęły”. Rok wyborów samorządowych też dużo odmienił w niektórych klubach. Takie samorządy jak Łańcut, Głogów Młp. wycofały się prawie całkowicie ze wsparcia sportu. To między innymi spowodowało obniżenie poziomu IV ligi i możemy jeszcze bardziej żałować, że nie utrzymaliśmy się w zeszłym sezonie.
Zdj. MKS Błękitni Ropczyce
Red.: Jak pan ocenia aktualny sezon? Która z drużyn w tabeli jest najtrudniejszym przeciwnikiem?
P.K.: Skupiamy się na Lechii Sędziszów. Przed takimi meczami atmosfera gęstnieje. Postarał się też o to administrator naszej strony na FB. Uważam, że sport to emocje, a przed meczem z Lechią jeszcze je trochę podgrzaliśmy. Dla mieszkańców powiatu to prawdziwe derby. W tym roku dwa razy graliśmy z Lechią i dwa razy wygraliśmy. Lechia nie jest słabszą od nas drużyną. Grają niezłą piłkę. Ale wydaje mi się, że ostatni mecz zagraliśmy trochę mądrzej. Przy bardzo wysokiej temperaturze, w południe, lepiej rozłożyliśmy siły. Lechia zaczęła bardzo intensywnie i przeliczyła się. Cieszę się, bo było bardzo dużo kibiców z Ropczyc, zadowolonych, a poza tym to zwycięstwo dało nam 5-punktową przewagę. Myślę, że do końca sezonu jesteśmy w stanie tę przewagę utrzymać.
Red.: Jak się motywuje zawodników IV ligi i okręgowej do lepszej gry? Pieniądze tu chyba nie wchodzą w grę?
P.K.: W tych ligach piłkarze mają wypłacane stypendia. Zawodnicy poświęcają dużo czasu na treningi i mecze: ok. 3 godziny dziennie. Czwarta liga to poziom pół-zawodowy. Trzeba stosować się do diety, fizjoterapeuta dba o zdrowie i formę, na bieżąco monitorujemy, czy zawodnicy nie są przemęczeni, czy potrzebują dodatkowego odpoczynku. Staramy się zapewniać im odnowę biologiczną – basen, saunę. IV liga wymaga profesjonalnego podejścia do piłki nożnej. Widać to po zawodnikach, którzy z tego poziomu potrafią bardzo szybko przejść do ekstraklasy.
Red.: Czego brakuje, czego potrzeba Błękitnym, żeby zająć silną pozycję w IV lidze?
P.K.: Przede wszystkim musi być stabilizacja. Ważne jest zdrowie zawodników, a Klub musi być dobrze zorganizowany. No i oczywiście – postrzeganie Klubu przez kibiców. Dlatego w mediach społecznościowych musi być dużo informacji. Nie można zapomnieć o sponsorach, którzy powinni czuć, że tu jest dobre środowisko. Wydaje mi się, że organizacyjnie i sportowo jesteśmy gotowi nawet na III ligę. Byłoby jeszcze lepiej, gdybyśmy mieli w Ropczycach drugie boisko. Na jednym tak naprawdę nie możemy się pomieścić. Jesienią musimy bardzo „naginać” czas, żeby wszystkie drużyny, jakie mamy, mogły odbyć treningi i mecze. Płyta nie jest oświetlona, wieczorami już nie da się trenować. Brakuje nam boiska ze sztuczną murawą, oświetlonego i dostępnego cały rok.
Red.: Co stanowi dla Błękitnych największy problem na boisku, podczas gry?
P.K.: Przez lata najbardziej szwankowała komunikacja. To bardzo ważny element gry. Na boisku zawodnicy muszą ze sobą rozmawiać. Każda drużyna ma ciężkie chwile, ale chodzi o to, żeby jak najszybciej z nich się wydostać. Trzeba mieć lidera, który pociągnie resztę za sobą. Tego też brakowało przez kilka lat. Dawniej takim liderem był Robert Sulisz. Dopóki był na boisku, potrafił zmotywować do wyjścia z marazmu. Teraz powoli do tego wracamy. Czasem trzeba zrobić jeden krok wstecz, żeby zrobić dwa kroki do przodu. Dziś w drużynie mamy mocne charaktery. Liderów jest kilku: Hubert Siepierski, Dominik Ochał, Przemek i Tomek Nalepka.
Red.: Zgadzacie się z trenerem odnośnie szkolenia? Zarząd ma na to wpływ?
P.K.: Na początku przyjęliśmy pewną strategię odnośnie grup młodzieżowych, więc trenerzy, których zatrudniamy, muszą ją realizować. Szukamy takich, którzy mają dobre podejście do młodych i umieją się z nimi dogadać. Bo trener może mieć świetny warsztat, ale musi przede wszystkim mieć z młodzieżą bardzo dobry kontakt „pedagogiczny”. Inaczej młodzież odejdzie. Nasi trenerzy to byli zawodnicy, którzy cały czas się dokształcają, mają uprawnienia UEFA B. Nigdy mnie nie zawiedli. Trener Szymański prowadził drużynę na poziomie I ligi, widział, jak wygląda sport profesjonalny, taki człowiek to recepta na sukces.
Zdj. MKS Błękitni Ropczyce
Red.: Jeszcze jedno pytanie dotyczące gry: zawodnik czy drużyna?
P.K.: Trzeba na to spojrzeć dwojako. Jeśli jest zawodnik, który przerasta poziom drużyny, to trzeba go maksymalnie wykorzystać. Ale jeśli cała drużyna nie gra dobrze organizacyjnie, to mecz się nie uda. Klub Błękitni w tym momencie ma szczęście. Mamy kilku liderów i każdy mecz przynosi nam nowe odpowiedzi, nowe wnioski. Drużyna ma się uzupełniać, atmosfera w szatni ma być wzorowa, a zawodnicy mają czuć jedność. I chociaż szkoleniowcy muszą patrzeć na grę krytycznym okiem, to w tej chwili nie da się powiedzieć o zespole nic złego. Wygrywamy 6 meczy, tracimy 2 bramki, a strzelamy ponad 30. Drużyna zafunkcjonowała lepiej, niż się tego spodziewaliśmy.
Red.: A gdyby miał pan możliwość ściągnięcia do Ropczyc jakiegoś utytułowanego zawodnika, to kto by to był?
P.K.: Ciężkie pytanie. Czasem myślałem, czy lepiej ściągnąć młodego i obiecującego, czy utytułowanego a ogranego. Ale moim marzeniem jest, żeby Klub oparty był na chłopakach z Ropczyc. Bo mamy potencjał.
Red.: Co można zrobić, żeby przyciągnąć na stadion więcej kibiców?
P.K.: W Ropczycach mamy taką sytuację, że na mecz przychodzi 300 kibiców, a po meczu mówi o nim 1000. Gdybyśmy walczyli o III ligę, pewnie trybuna mogłaby się zapełnić. Mocny team, który będzie walczył o coś więcej niż utrzymanie się – na to czeka tu wielu ludzi.
Red.: W dzieciństwie, oczywiście, grał pan w piłkę?
P.K.: Za czasów mojego dzieciństwa wszyscy grali w piłkę. Trenowałem u Ryszarda Galasa, tu, w Błękitnych. Potem zająłem się obsługą strony internetowej, prowadziłem relacje z meczy. Piłką nożną zainteresował mnie mój dziadek, który był felczerem w ZOZ, a po godzinach zapewniał opiekę medyczną na meczach.
Red.: Ulubiona drużyna piłkarska?
P.K.: Inter Mediolan.
Red.: A jakie marzenia związane ze swoją pasją ma prezes MKS Błękitni Ropczyce?
P.K.: Chciałbym, żeby w Ropczycach powstała szkoła podstawowa o profilu sportowym. Mamy olbrzymią szkołę na „Górce”, gdzie spokojnie można stworzyć Szkołę Mistrzostwa Sportowego. Jest tam cała infrastruktura: Orlik, basen, na miejscu są też trenerzy wielu dyscyplin – pływanie, piłka siatkowa, nożna, koszykówka. Cała baza po prostu jest. Po drugie – chciałbym utworzyć drużynę żeńską piłki nożnej. Teraz na treningach mamy dziewczynki, które grają z chłopakami. Przepisy określają warunki, jakie obowiązują w takich przypadkach. Ale kolejna grupa wymagałaby już dodatkowego boiska. Rozmawiałem i rozmawiam o tym z władzami Ropczyc. Drugie boisko przy stadionie – marzenie!
Red.: A czego jest pan w życiu najbardziej dumny?
P.K.: To oczywiste! Mam żonę i czwórkę dzieci. Pracuję, zarządzam Klubem. Najważniejsze, że żona potrafi zaakceptować moją działalność. A to niełatwe.
Red.: Życzymy więc rodzinnego szczęścia, a w Klubie samych sukcesów!