Redakcja e-ropczyce.pl: Naszym dzisiejszym rozmówcą jest pan Arkadiusz Miazga, dokumentator zdarzeń związanych z UFO, autor książek „UFO nad Podkarpaciem”, „Magiczna rzeczywistość” i „Wysoka dziwność”, kolekcjoner militariów i fotograf przyrody. Panie Arku, jak to wszystko się zaczęło?
Arkadiusz Miazga: Tą tematyką interesowałem się od dziecka. Prócz książek i filmów bardzo wciągały mnie prasowe artykuły, opisujące tajemnicze spotkania z UFO. Ale tak naprawdę, dopiero w 1996r., kiedy sam czegoś takiego doświadczyłem, przerodziło się to w coś więcej niż pasja.
Red: A co się wtedy stało?
A.M: Wracałem z tatą i kolegą z wędkowania. Zobaczyłem takie typowe zjawisko świetliste (dziś tak to określam). Pod chmurami unosiła się świetlista kula. Potem obliczyliśmy, że to było około 1100m nad ziemią. Zainteresowało mnie to i skontaktowałem się z Bronisławem Rzepeckim, legendą polskiej ufologii. On zachęcił mnie do współpracy i tak to się zaczęło. Poznałem Roberta Leśniakiewicza, Kazimierza Bzowskiego – elitę polskich badaczy UFO. Ten drugi to żołnierz Armii Krajowej, walczył mi.in. w powstaniu warszawskim. To właśnie on w 1943r. widział nad palącym się gettem bardzo dziwne zjawisko świetlne, do którego, jak mówił, Niemcy pruli ze wszystkich karabinów. Opisał to w książce „Z pamiętnika ufologa”.
Red: Czyli chłopak z Ropczyc wszedł w środowisko najbardziej wtedy popularnych badaczy na świecie?
A.M: W latach 90-tych badacze i poszukiwacze UFO to była elita. Jeździliśmy na kongresy np. na Węgry, Słowację, do Czech. Mnóstwo spotkań odbywało się w Polsce. Zaproponowano mi przystąpienie do Małopolskiego Centrum Badań UFO i Zjawisk Anomalnych w Krakowie. To organizacja skupiająca amatorów i naukowców, także z PAN. Potem ta organizacja przeistoczyła się w Centrum Badań UFO i Zjawisk Anomalnych, a ja zostałem koordynatorem oddziału podkarpackiego. Efektem tej pracy była książka „UFO nad Podkarpaciem”, w której znajduje się rozdział poświęcony Ropczycom i okolicy. Już w 1938 roku odnotowano tutaj obserwacje niezwykłych zjawisk.
Red: A występowały tu wtedy takie zjawiska?
A.M: Bronek Rzepecki i Krzysztof Piechota mówili, że z Podkarpacia dochodzi najmniej zgłoszeń o UFO. To była jakby biała plama na mapie ufologicznej Polski. Gdy zaczęliśmy badać teren, okazało się, że zdarzeń tego typu było tu ogromnie dużo, tylko ludzie, z jakiejś przyczyny nie chcieli o tym mówić. Sukcesem było dotarcie do zdarzeń pochodzących z Bieszczadów z lat 1946-2018. Generalnie zgromadziłem bardzo dużo relacji o UFO z lat 1892 do 2024, w tym ponad 100 tzw. bliskich spotkań, zdarzeń najcenniejszych, ponieważ obserwacje te cechuje duża bliskość względem obserwatora (max. 100 -200 metrów) oraz wszelkich oddziaływań fizycznych ze strony zjawiska na otoczenie lub świadków.
Red: Chyba najbardziej znane, ale i dyskusyjne są piktogramy?
A.M: Pierwszy piktogram zbożowy na Podkarpaciu zaobserwowano w Kielanówce 1 lipca 2000r. Tam też doszło do wielu znamiennych i niezależnych od siebie obserwacji. Różni świadkowie opowiadali o zjawiskach świetlnych nad tym piktogramem, a on sam był bardzo dziwny. Z ogromną siłą oddziaływał na każdego, kto był w jego bezpośredniej bliskości. Odnotowano anomalie radiacyjne i magnetyczne.
Red: Internet jest pełen instrukcji, jak zrobić kręgi.
A.M: (Śmiech) Według mnie prawie 99% tzw. kręgów to ludzka robota. Ale ten 1%, szczególnie te kręgi najprostsze, zwykłe koła, to zjawiska najwartościowsze. To właśnie one generują cały potok takich anomalii. Kręgi bada się już naukowo. Miałem taką historię, która rozegrała się na polach przy Magnezytach. Odkryto tam dwa koła, takie pierścienie, nazywane w ludowej demonologii „czarcimi kręgami”. Były przy nich wypalone miejsca. Mój znajomy z Akademii Nauk w Olsztynie zlecił analizę gleby i próbek kontrolnych. Okazało się, że ta wypalona gleba nosiła znamiona 1200 stopni Celsjusza, ale bez otwartego ognia. Nie było to więc spowodowane uderzeniem pioruna. Dodatkowo, osoby stykające się z tym miejscem, w tym ja, mocno zostały poszkodowane: wysoka gorączka, zapalenie spojówek. Był też z nami różdżkarz-radiesteta, który z początku mnie nie przekonywał. Stwierdził, że kręgi generują „zieloną energię ujemną”. Licznik Geigera nie wykazał żadnego promieniowania.
Red: Jak interpretował pan swoje badania? Jakie były pierwsze wnioski?
A.M: Początek moich poszukiwań i analiz to próby dopasowania zjawisk anomalnych do teorii gości z innych planet. Utrzymywali mnie w tym przekonaniu starsi koledzy, którzy wierzyli, że zobaczą braci z kosmosu. Moje badania i dokumentacje sprawiły, że zobaczyłem tam coś innego niż kosmitów – typową paranormalną siłę, która oddziaływała na ludzkie umysły i psychikę. Ta siła chce być widziana jako kosmici, ale jest to coś zupełnie innego. To jest mój wniosek po 28 latach badań.
Red: I tu wkraczamy w nowe rejony pana badań i wniosków.
A.M: Wielu badaczy zjawisk UFO, po analizach trwających całe lata, odkryło ogrom podobieństw, będących nieraz dokładną kalką zjawisk nazywanych ludową demonologią. Klasyczni badacze ETH chcą ślepo wierzyć w swój mit, a jeżeli się przyjrzy lepiej temu zjawisku, zobaczyć można elementy, nazwijmy je, demonologiczne. Nie twierdzę, że związane są z szatanem, a raczej z „wysoką dziwnością”. To bardzo zwodnicze i często niebezpieczne zjawiska, związane z etnografią. Bo jeśli porówna się książki Kolberga czy Kotuli z opisami w książce „Wysoka dziwność”, to zobaczymy, że inne jest tylko nazewnictwo, ale schematy działania magicznych istot pozostają te same. W moich dwóch książkach: „Magiczna rzeczywistość” i „Wysoka dziwność” dużo piszę o etnografach, także naszych, regionalnych. Oni relacjonowali opowieści świadków, osób głównie ze wsi, bo to na wsi demonologia ludowa bardziej się zakorzeniła.
Red: Na początku swojej kariery, gdy opisywał pan niezwykłe zdarzenia z Glinika, nie miał pan żadnych wątpliwości, że to UFO. Dziś jakby to pan określił?
A.M: Glinik trafił do mnie przez przypadek. Pojawiła się w jednej z gazet seria artykułów na ten temat. Ktoś z mojej rodziny powiedział, że jakaś osoba z Glinika szuka ze mną kontaktu. Tą osobą był pan Leszek, który pomagał mi potem w dotarciu do świadków zjawisk. Miejscowość jest bardzo hermetyczna i nie było to łatwe. Chodził do sąsiadów i przekonywał, że nie jestem dziennikarzem szukającym sensacji. W Gliniku występowały zarówno ufologiczne obserwacje, jak też związane z wysoką dziwnością. Owszem, występowały świetliste kule niewielkich rozmiarów, latające humanoidy, jajowate obiekty, ale też ogromne ogniska nad lasem i wirujące w takt muzyki piszczałek i fletów cienie, co jest znów typowe dla „wysokiej dziwności”. Człowiek, który widział to „ognisko”, po zbliżeniu się do niego, zobaczył już tylko żarzące się miejsce. Gdy je dotknął, okazało się, że jest całkowicie zimne, nie wydzielało ciepła. Po kilku godzinach nie było już żadnego śladu. Obserwacji z Glinka było ponad 20. Wiem, że do tej pory ludzie coś tam widują, ale nie chcą o tym mówić. Te zjawiska występowały tylko w trzech punktach wsi – nigdzie indziej. W jednym z tych miejsc dochodziło też do „zniknięć” – ludzie jakby tracili świadomość i odzyskiwali ją po jakimś czasie. Teraz myślę, że za tymi zdarzeniami nie stała żadna kosmiczna siła. Na początku miałem takie założenie, teraz wiem, że to nie to. Nowe teorie łączą te zjawiska z ze zmienioną świadomością osoby sensytywnej, nadwrażliwej, potrafiącej więcej widzieć, niż zwykły człowiek.
Red: Ale to jest całkowitym zaprzeczeniem ufologii, która wprawdzie przez nielicznych uznawana jest za naukę, ale jest dziedziną stricte fizyczną, zmierzalną!
A.M: Twórca ufologii, Allen Hynek, naukowiec, astronom, zaczął się interesować tematem niezidentyfikowanych obiektów, gdy zobaczył, że jego koledzy coś niszczą – jakieś papiery, zdjęcia, które nie pasowały do obowiązujących teorii. Zaczął więc dokumentować tzw. dalekie obserwacje: nocne światła, dyski, czy bliskie spotkania I i II stopnia. Niektóre z tych obserwacji wymykały się nawet tym nowym teoriom. Bo jak skatalogować małe postacie, zbierające patyczki i rzucające nimi? Chochliki z wierzeń ludowych – to określenie byłoby adekwatne. Hynek stwierdził, że to nie mogą być kosmici. Trop podjął Jacques Vallee, astrofizyk, autor książki „Paszport do Magonii: Od folkloru do latających talerzy”. Notabene, moja książka „Magiczna rzeczywistość” trochę nawiązuje do dzieła Vallee. Jest to spojrzenie na UFO z zupełnie innej perspektywy: niekoniecznie to kosmici, ale kompletnie nieznana egzotyczna siła, która jest po prostu magiczna. Ta siła dostosowuje się do naszego postępu technologicznego, ale też do ludzkiej świadomości i systemu wierzeń.
Red: Czy to wszystko oznacza, że świat przestaje wierzyć w istnienie kosmicznych cywilizacji i gości z odległych planet? Czy po prostu przestaje to nas obchodzić?
A.M: Zjawisko UFO, czy raczej UAP (Niezidentyfikowane Zjawisko Anomalne) jest już tak udokumentowane, obfotografowane, opisane, że nie ma wątpliwości, co do jego istnienia. Ale chociaż np. rząd USA zgodził się na odtajnienie i udostępnienie danych z tej dziedziny, to nadal stosuje starą metodę dezinformacyjną: „to balon/dron z Chin”. To jest dobre wytłumaczenie wszystkiego, nie tylko UFO, ale i testów nowej broni, samolotów, itd.
Red: A tak a’propos, pan zaobserwował UFO gdzieś w Ropczycach?
A.M: Tak. Wielokrotnie zarejestrowałem szereg zjawisk świetlnych nad Magnezytami. W książce „UFO nad Podkarpaciem” można zobaczyć kilka fotografii. W książce może są zbyt małe, ale na ekranie komputera widać te obiekty bardzo dobrze. Wskazówki dostałem od Kazimierza Bzowskiego, który powiedział mi, że jeśli w okolicy są jakieś zakłady, duże skupiska metali i energetyczne słupy, to warto tam prowadzić obserwacje i być gotowym na robienie zdjęć.
Red: A zjawiska innego typu? Też tam występują?
A.M: Jak najbardziej! Kilka lat temu, przy Magnezytach były puste pola. Około godziny 22.00 pewna kobieta, która szła tamtędy, została z góry oświetlona przez biało-niebieskie światło. Razem z kolegą czekaliśmy więc na podobne zjawiska. Gdy już wracaliśmy do domu, obejrzałem się i zobaczyłem spadające światło. Wyglądało, jak wykrojony z tęczy prostopadłościan. Światło zgasło tuż nad ziemią. Nie wiem, co to było, ale wyglądało obłędnie. Ostatnie zjawisko, które widziałem w pobliżu Magnezytów, 5 czerwca 2018r, to były dwa bursztynowe światła. Z tych świateł pojawiły się kolejne. Analizując zdjęcia, odrzuciliśmy pomysł z lampionami, racami wojskowymi, więc zjawisko pozostało niewytłumaczone. Dodam, że obiekty zostały sfotografowane na kilku zdjęciach. Generalnie z okolic Zakładów Magnezytowych udokumentowałem około 40 zdarzeń związanych z UFO w tym trzy Bliskie Spotkania.
Red: Dlaczego K. Bzowski nakierował pana na obserwację dużego zakładu, wydzielającego przecież olbrzymią ilość energii? Ta energia nie zafałszowała wyników badań?
A.M: Michael Persinger, Kanadyjczyk, odkrył, badając trzęsienia ziemi, że tuż przed wstrząsami wydobywają się z ziemi światła. Dodając do tego dużą ilość słupów energetycznych można się spodziewać niesamowitych zjawisk. Tym bardziej, że za Zakładami Magnezytowymi zlokalizowany jest uskok geologiczny. Nie twierdzę, że te światła to UFO, ale może warto byłoby ten teren zbadać. Na pewno dowiedzielibyśmy się ciekawych rzeczy.
Red: Wróćmy jeszcze do kręgów w zbożu. Te prawdziwe dadzą się zakwalifikować do „wysokiej dziwności”?
A.M: Te w Polsce najbardziej znane, to kręgi w Wylatowie. Pojawiły się po raz pierwszy w 2000r. Badał je Jan Szymański, biolog i sceptyk, jeśli chodzi o UFO. W Wylatowie piktogramy pojawiały się przez 6 kolejnych lat. Szymański zbudował system czujników, które miały zarejestrować różne anomalie . Dodam, że było tam sporo ludzi, każdy liczył na zdjęcia i patrzył drugiemu na ręce. I pewnej nocy, w ciągu godziny powstało ponad 30 kręgów. Zaczęto zbierać dane z czujników i okazało się, że tajemnicza siła ominęła wszystkie! Tylko jeden czujnik, ulokowany tam, gdzie było obrzeże, zarejestrował energię o sile błyskawicy, pioruna. Monitoring też nic nie wykazał. Dopiero, jak spowolniono odczyt klatek, można było zobaczyć nad polem delikatny rozbłysk takiej jakby pajęczynki. Milisekundy błysku, czego nie wychwycił ludzki wzrok. Kamery rejestrowały też kule świetlne, które generowały swego rodzaju system zapisu, matematyczny, w megahercach. Na początku myślano, że to może wojsko z Powidza coś robi, że jakieś mikrofale. Ale zrobiono doświadczenie. Puszczono sygnał, jakby zaproszenie do kontaktu. Wtedy pojawiły się kule światła, niezbyt wielkie, i wygenerowały w megahercach zapis, ale tak skomplikowany, że nikt tego nie potrafił odczytać. To było niesamowite!
Red: Opowiada Pan o tym z prawdziwą pasją. To jak się to stało, że z miejsc pełnych fizycznej energii, świateł, obiektów latających, postanowił pan się przenieść w jakiś ciemny las, w miejsca pełne magii, w uroczyska? Wcześniej powiedział pan o niemożności wytłumaczenia tych zjawisk w fizyczny sposób. Czy to był jedyny powód?
A.M: Myślę, że postacie, o których mówi się „kosmici”, mają bardzo wiele wspólnego z dawnymi chochlikami, fairies, z różnych kultur na całym świecie. W książce „Magiczna rzeczywistość” opisałem analogie między postaciami z tych legend a istotami definiowanymi jako kosmici, ze współczesnych obserwacji. To jest to samo, tylko inaczej opisywane. W legendach nazywani są Chochlikami, Gnieciuchami, Demonami. W klechdach, spisanych przez Wójcickiego w XIX wieku, występują Niewidy-Kanie, pojawiające się dziewczynce, która potrzebowała pomocy. Pojawiają się w chmurze, z której schodzą po drabinie w postaci światła. Gdy się porówna ten opis do spotkań trzeciego stopnia, widać oczywiste podobieństwo. I nie jest to nadinterpretacja. W „Magicznej rzeczywistości” nawiązuję też do MIB-ów, znanych bardziej jako „faceci w czerni”. Pojawiają się w zapisach świadków zdarzeń paranormalnych jako panowie zastraszający ich, zmuszając do milczenia i zaprzestania działań. W latach 60-tych myślano, że to wojskowi, co okazało się pomyłką. John Keel, badacz UFO, miał z nimi do czynienia i stwierdził, że to nie byli ludzie, ale kopie ludzi. I to nieudolne.
Red: Często, przy opisach „dziwności” używa pan słów „demon”, „demonologia”. Czy to nie nakierowuje odbiorców w stronę takich bardziej religijnych tłumaczeń niezwykłych zjawisk?
A.M: Dawno temu, gdy ludzie nie potrafili czegoś zrozumieć, posługiwali się terminami: demoniczne – na określenie zła, anielskie – na określenie dobra. Jak wiadomo, demonologia czy angelologia to dziedziny nauk teologicznych o demonach i aniołach. Nie oznacza to, że za pojawieniem się postaci, określonej mianem diabełka, kryło się klasyczne zło – szatan. Po prostu ludzie mieli najprostsze skojarzenia: widzieli czarną, figlarna postać, to opisywali ją mianem diabełek. Postać jasna, dająca przestrogi, była aniołem.
Red: Był pan w miejscach, które można określić jako paranormalne? Doznał pan tam jakichś ekstremalnych odczuć?
A.M: Najgorzej było w Wysokiej Głogowskiej. Był tam piktogram zbożowy, w formie dwóch kół. Tam doznałem po prostu wstrząsu. Rozkołatało się serce, byłem blady, zrobiło mi się niedobrze. Musiałem wyjść z tego kręgu. Dziwnie też było koło Magnezytów. Puste pola i nagle nad głową usłyszałem dźwięk, przypominający łopot masztu podczas dużego wiatru. Chciałem uciec, ale powstrzymałem się i filmowałem. Ale najciężej było w Słocinie. Tam dwie kobiety, matka i córka, osoby wykształcone, zaczęły widywać przedziwne rzeczy. Było to, można powiedzieć, klasyczne UFO – obiekty latające. Dokumentowałem tam dwa lata. Ze zdumieniem odkryłem, że nikt tego nie widzi, prócz nich. Pisałem do lokalnych gazet apele o kontakt osób, które coś dostrzegły. Takie apele zazwyczaj skutkowały, a w tym wypadku głucha cisza. Tu przypomnę, że moja pierwsza sprawa dotyczyła właśnie Słociny i świateł na wzgórzu św. Rocha. Na ten temat było dużo programów w telewizji i audycji radiowych. Młodsza z kobiet coraz bardziej bała się tych zjawisk. Kiedy informowały mnie o kolejnych zajściach, czułem od nich takie ogromne emocje, że nie mieściło się to w głowie. Dałem im aparat, żeby sfilmowały te tajemnicze światła i zapisały dźwięk. Córka widziała też postacie, których panicznie się bała. W pewnym momencie tajemnicza siła nakazała jej, żebym przestał się tym zajmować, bo stanie się coś złego. I działo się wiele, ale to pozostawię dla siebie. Po jakimś czasie rodzina ta wyprowadziła się stamtąd i zerwała wszelkie kontakty. Poczułem wtedy to, o czym mówi J. Keel: „Jeśli interesujesz się ufologią, to ona się w końcu tobą zainteresuje”.
Red: To jakby pan określił tą siłę: portale, goście z przyszłości, inny wymiar?
AM: Jest dużo opracowań na ten temat. Każdy chce osadzić te zjawiska w jakiejś swojej teorii, zgodnej z wyobrażeniami i doświadczeniami. Ja nie sądzę, że to są goście z przyszłości. Co do portali, to niektórzy naukowcy uważają, że takie istnieją. Pamiętajmy o tym, że do wielu niewytłumaczalnych zdarzeń, trwających seriami, dochodziło w określnych miejscach. W Rzeszowie są np. trzy takie strefy: Baranówka, Nowe Miasto i Osiedle Kmity. I np. o miejscu, gdzie dziś jest Osiedle Kmity pisano już w 1913 roku – Austriacy opisywali świetlistą kulę emitującą promienie. Keel pisał też, że te zjawiska najczęściej występują w środy. Reasumując, myślę, że jest to energia bezimienna, bezosobowa, o niezwykłych właściwościach zmiennokształtnych, która potrafi zaprojektować się w wyjątkowo wyrafinowany sposób – zachowuje się czasem jak ekshibicjonista.
Red: Ludziom, którzy nie potrafią tego zrozumieć, jaki film poleciłby pan na początek drogi? Jest w ogóle taki, który choć trochę dotyka „wysokiej dziwności”?
A.M: Tak. To film „Przepowiednia” z Richardem Gere, na podstawie powieści wcześniej wymienionego Johna Kelly’ego. Akcja rozgrywa się w Point Pleasant, mieście, w którym w latach 60-tych rozegrały się paranormalne zjawiska. W filmie pokazana jest właśnie ta siła, która potrafi działać na umysł, wywołać halucynacje. Właśnie to widziałem w ludziach po kontakcie ze zjawiskiem anomalnym.
Red: A może pan jeszcze opowiedzieć o jakimś, stosunkowo niedawnym, przypadku UAP?
AM: Tak w 2011 roku. Rodzina z Ropczyc wracała z Dębicy i była już w Lubzinie. Zobaczyli nad drogą ogromny obiekt, o średnicy min. 40m, na wysokości jakichś 100 metrów. Obiekt był ciemnografitowy, wyglądał jak popękana od słońca ziemia. Jedna jego strona była oświetlona łuną światła od Magnezytów. Chcieli to sfilmować, ale obiekt błyskawicznie ruszył i zniknął nad lasami na Przymiarkach. Po kilkunastu minutach tą samą trasą jechała kolejna rodzina i nad drogą, gdzie jest wyjazd z Przymiarek zauważyli coś ciemnego. Co jakiś czas wychodził z tego promień. Dzieci zaczęły krzyczeć: „Mamo, UFO, UFO!”. Obiekt był ogromny, można było dostrzec na nim rząd malutkich światełek. Cały czas wydobywały się z niego pulsujące, potworne światła. Wiem, że widział to też patrol policyjny, ale wycofali się z rozmowy ze mną. W sumie ten obiekt widziało 16 osób. Dowiedziałem się, że mniej więcej w tym czasie przelatywał nad nami wojskowy MI8. Wojskowi, w odpowiedzi na moje pismo, wysłali wymijający komentarz, niewykluczający i niepotwierdzający. Dodam, że dwa dni wcześniej w okolicach Balic, Krakowa, ludzie widywali podobny obiekt.
Red: Są wakacje. Jeżeli ktoś lub jakaś grupa chciałaby pojeździć po okolicy np. na rowerach, z wycieczką na nazwie „Szlakiem UFO”, to co by Pan im zaproponował?
AM: Powinni zacząć od Magnezytów, potem można dojechać do wiaduktu, który teraz jest przebudowywany. Tam też działy się dziwne historie, w 1997 roku z bliskiej odległości zauważono tam sferyczny obiekt, który oddziaływał na otoczenie. Później do Glinika, aż po górę Chełm. Wystarczy mieć moją książkę „UFO nad Podkarpaciem”, aby taki szlak zrealizować.
Red: Czy ta pasja jest nadal na pierwszym miejscu w hierarchii pana zainteresowań?
A.M: Teraz trochę się odseparowałem od ufologii, ponieważ od 2018 roku obserwacje gwałtownie zanikły i jest to reguła niemal wszędzie. Nagle zjawisko UFO wyhamowało, aż zadziwia to ufologów. Mam nową pasję – pochłonęła mnie fotografia. To mnie relaksuje. Ufologia to ciężka sprawa. Jeżeli jedziesz do ludzi i oni płaczą, są roztrzęsieni, załamani, to to fajne nie jest. Myślę, że fotografia na długo zostanie, ale teraz, póki co, cieszę się pięknem ziemi, a okolice naszego powiatu są wyjątkowo cudowne. Wracając do ufologii dodam, że jesienią będę wznawiał wydanie książki „UFO nad Podkarpaciem” z uwagi na duże zainteresowanie. Dlatego teraz pracuję nad tekstem, dodając nowe zdarzenia, itp.
Red: Dziękujemy za wywiad i czekamy na kolejne książki, no i albumy z fotografiami!
W publikacji wykorzystano zdjęcia prywatne A. Miazgi
Pan Arek Miazga jest wyjątkowym człowiekiem . Podziwiam Go . P.S. Jestem przekonany , że Pan Arek z powodów tylko sobie znanych nie powiedział o bardziej skomplikowanych sprawach .