Nie da się ukryć, że Halloween jednoznacznie kojarzy się nam z jesienną aurą. Dni stają się coraz krótsze, wieczory długie, pogoda pozwala wytrzymać na zewnątrz, a to są idealne warunki do przeżycia czegoś niezwykłego. Podświetlane dynie, wampiry, duchy, nietoperze i latające na miotle czarownice – dlaczego nie? Dziwaczne, acz zabawne stroje i straszne ozdoby goszczą u nas w tym miesiącu. Dla wielu jest to pretekst wyczarowania niezapomnianej imprezy, dla części – ważna uroczystość, a dla jeszcze innych – diabelski zwyczaj. Skąd się wzięło to święto? Czy powinniśmy je kojarzyć tylko z Ameryką?
Halloween często jest uważane za chwilową i dziwaczną modę, która jest absolutnym przeciwieństwem naszego rodzimego Wszystkich Świętych. Jak pogodzić zwyczaj przebierania się za szkieleciki, czy zabawę „cukierek albo psikus” z naszą tradycją? Chociaż na pierwszy rzut oka wydaje się być to trudne, to obie uroczystości łączy więcej niż nam się wydaje. Ale najpierw musimy powiedzieć: w dzisiejszych czasach wszystko stało się jedną wielką komercją.
Uroczystość Halloween (a w XXI wieku po prostu impreza), najprawdopodobniej wywodzi się z celtyckiego święta Samhain, które wyznaczało koniec lata, a dokładniej sezonu żniw i nadejście zimy. Celtyccy kapłani – druidzi – wierzyli, że w ten konkretny dzień zaciera się granica między naszym ziemskim światem, a zaświatami. Zarówno dobre jak i złe duchy zmarłych mogły z dużą łatwością przedostać się do świata żywych. Było więc to święto, podczas którego żegnano lato, witano zimę i czczono zmarłych, a przypadało na noc z 31 października na 1 listopada. Jednym z ważnych elementów celtyckich uroczystości było palenie ognisk. Miały one za zadanie wskazywać drogę do domów – dobrym duchom, a odstraszać te złe. Ochronę przed złymi duchami zapewniało też ubieranie brudnych, podartych ubrań oraz masek, pierwotnie zrobionych z rzodkwi albo brukwi. Ten właśnie element święta – zwyczaj z przebieraniem się i zakładaniem masek, pozostał z nami do dziś. Zmieniła się tylko nazwa. O Samhain już dawno zapomniano, powstało Halloween.
Na terenach dzisiejszej Polski, jeszcze długo przed czasami chrześcijaństwa, tej konkretnie nocy obchodzono znane nam wszystkim święto Dziadów. Na grobach rozpalano też, tak samo jak u Celtów – ogniska, żeby dobre dusze mogły się ogrzać, a złe oddalić. Przy cmentarzach urządzano uczty dla przodków i próbowano pomóc wiecznie potępionym. Wszystko to miało zapewnić przychylność zmarłych, którzy, jak wierzono, mogli ingerować w życie ludzi, pomagać im lub nękać. Wraz z rozpowszechnianiem się chrześcijaństwa tą uroczystość zastąpiono dniem Wszystkich Świętych.
Tak więc my – Słowianie – mieliśmy też odpowiednik Halloween, tylko po prostu, z biegiem cywilizacyjnych przemian, został on wyparty. Tak, jak wszystkie słowiańskie zwyczaje, okrzyknięty został pogańskim lub wręcz diabelskim.
Od początku lat 90. XX wieku popularne w krajach anglosaskich Halloween bardzo szybko i w Polsce zaczęło zyskiwać na popularności, a grupy dzieci i dorosłych, przebranych za mumie, wampiry czy duchy, 31 października po zmierzchu już nikogo nie dziwią. Żyjemy wszak w globalnej wiosce. Zanim więc potępimy Halloween, to poczytajmy o nim więcej, zapoznajmy się z tematem. A ponieważ komercja w dzisiejszych czasach wszystko nam odbiera, może dobrze by było, gdyby zostawić jej dyniowe święto, a Wszystkich Świętych obchodzić tak, jak należy – bez ton plastiku, wymyślnych grobowych dekoracji i na pokaz.